Spotkania z "Bezduszną", które odbyło się przed tygodniem bodajże nie mogę zaliczyć do tych najbardziej udanych- przywitałyśmy się z Alexią Tarabotti uprzejmym dygnięciem, ale także ze sporą rezerwą i chłodem. Historia snuta przez panią Carriger na kartach pierwszego tomu serii "Protektorat Parasola" nie pochłonęła mnie bowiem- tajemnicze zniknięcia trutni i clavigerów oraz pojawiające się znikąd wampiry, ku zgorszeniu pewnej damy uzbrojonej w parasolkę, pozbawione manier, a także sprawa Klubu Hipokrasa nie emocjonowały mnie niestety, co owocowało dość nieuważną lekturą z mojej strony i zagubieniem w wiktoriańskim Londynie z wyobraźni autorki. Na całe szczęście, inaczej rzecz miała się z "Bezzmienną", gdyż w przeciwnym wypadku zmuszona bym była zakończyć swą przygodę z steampunkowym cyklem Carriger- proszona herbatka z udziałem drugiego tomu tej serii była tak wyborna, że co tu dużo mówić: chcę więcej!
Już sama fabuła "Bezzmiennej" prezentuje się znacznie lepiej, niż historia przedstawiona na stronicach "Bezdusznej". Oto Londyn, Moi Drodzy, dotknięty zostaje tajemniczą plagą humanizacji- w ciągu jednej nocy wszystkie wampiry i wilkołaki stają się na powrót zwykłymi śmiertelnikami, zaś duchy znikają, a cień podejrzeń w tejże sprawie pada na naszą Alexię, jedyną nadludzką w Anglii, zdolną na moment swym dotykiem uczynić każdego krwiopijcę i zmiennokształtnego człowiekiem. Tym razem panna Tarabotti, a właściwie Lady Maccon ma jednak niepodważalne alibi- w czasie tych niepokojących zdarzeń przebywała wraz z małżonkiem w sypialni i siłą rzeczy nie mogła przyczynić się do zhumanizowania nieśmiertelnych, zajęta innymi sprawami. Nie oznacza to jednakże, iż zamierza zagadkę tę pozostawić nierozwiązaną- nie pozwoliłaby jej na to wrodzona ciekawość i żyłka detektywistyczna ścisłe połączona z darem do wplątywania się w przeróżne kłopoty i afery. Wpierw jednak naszą damę bez duszy czeka podróż do barbarzyńskiej Szkocji, śladem męża, który nie raczył poinformować jej o swoim wyjeździe. Podróż w dość niespodziewanym i nie zawsze doborowym towarzystwie dodajmy...
Ach, czegóż to w tej "Bezzmiennej" nie ma! Jest i lot najprawdziwszym sterowcem i pobyt w gotyckim oraz (nie)nawiedzonym zamku i walka dwóch mężczyzn w bezach (marnotrawstwo jedzenia, to co prawda, ale jakże emocjonujące!) i nawet odwijanie egipskiej mumii! A wszystko rozgrywa się z udziałem całej konstelacji nietuzinkowych osobowości- lord Akeldama przeżywający fascynację nowo nabytym eterografem, panna Ivy Hisselpenny zawsze z (mało) gustownym kapeluszem na głowie, doświadczająca obecnie niepoprawnego zauroczenia pewnym clavigerem, profesor Lyall skrycie ironizujący, wybuchowy lord Maccon po swoje wilkołacze uszy zakochany w swej bezdusznej małżonce, z czego w ogóle nie zdaje sobie sprawy, tajemnicza madame Lefoux szokująca męskim strojem, wyniosły major Channing Channing z Channigów chesterfieldzkich to tylko część barwnej plejady bohaterów, w której pierwsze skrzypce gra Lady Maccon obdarzona nieprzyzwoicie jak na wiktoriańskie czasy żywiołowym (i włoskim) temperamentem, z wścibstwem i szokującą nie raz Ivy bezpośredniością włącznie. Alexia to jedna z najbardziej charakternych bohaterek literackich z jakimi miałam do czynienia- uparte, zawsze stawiające na swoim stworzenie, którego utemperować i ujarzmić nie jest w stanie nawet samiec alfa watahy wilkołaków. ;) Postać damy bez duszy wnosi do powieści barwność i humor, a właściwie czyni to sama autorka, z przymrużeniem oka, traktując opisywane przez siebie zdarzenia i stworzonych protagonistów. Carriger okrasza swą powieść starannie wyważoną ilością ironii, groteski i absurdu, czyniąc z niej tym samym pozycję niebanalną i świeżą. Funduje także czytelnikom rozrywkę na najwyższym poziomie- wyborną literacką ucztę, która swym zakończeniem wywoła tylko wilczy apetyt na więcej. Mówię Wam, przednia lektura. 5/6.