niedziela, 15 czerwca 2014

"Dotyk"- Jus Accardo


Siedemnastoletnia Deznee Cross nigdy nie przepuści okazji do zirytowania i rozdrażnienia swego ojca- wybrykami i aferami, w które się wdaje chce zwrócić uwagę chłodnego rodzica na swoją osobę i skłonić go do jakiejkolwiek reakcji. Kiedy nadarza się kolejna możliwość wzburzenia jego krwi Dez nie może z niej nie skorzystać- postanawia udzielić schronienia we własnym domu chłopakowi uciekającemu przed czterema uzbrojonymi w paralizatory mężczyznami, na którego natknęła się w lesie, późną nocą wracając z dość szalonej imprezy. Ku ogromnemu zdziwieniu nastolatki jej ojciec zna tajemniczego Kale'a- przynajmniej na tyle, by mierzyć do niego z pistoletu, o jakiego posiadanie córka nie posądzała go nawet przez chwilę. Co ukrywa przed nią rodzic? Czy Kale twierdzący, iż Marshall Cross to okrutny i bezlitosny człowiek kierujący korporacją Denazen wykorzystującą jako broń ludzi obdarzonych specjalnymi umiejętnościami mówi prawdę?

Mimo szczerych chęci nie mogę, po prostu nie mogę nazwać "Dotyku" Juss Accardo oryginalnym, a jej samej wybitnie pomysłową- świeżości i nowatorskości, przynajmniej w pierwszym tomie serii "Denazen", nie odnalazłam. Ta amerykańska pisarka sięga po znane i często wałkowane w literaturze, bądź kinematografii motywy oraz schematy i to z nich właśnie tworzy fabułę swej powieści. Bo ileż to razy czytaliśmy, bądź oglądaliśmy filmy o organizacjach niosących zło i śmierć niewinnych, do walki z którymi staje grupka młodych buntowników? Jak często na kartach książek, bądź ekranie telewizora poznawaliśmy ludzi dysponujących mocami, czy specjalnymi umiejętnościami w rodzaju zabijającego dotyku, bądź umiejętności zmieniania postaci? Do tych znanych już i wyświechtanych nieco konceptów sięga Accardo i łącząc je w jedno, kreuje Denazen- korporację stanowiącą niejako odwrócenie instytutu profesora Xaviera z "X-menów". Podczas, gdy w nim mutanci odnaleźć mogli schronienie i szkolić swe umiejętności do walki z bezwzględnym Magneto, organizacja kierowana przez ojca głównej bohaterki "Dotyku"- Cross'a- de facto więzi i wykorzystuje ludzi, nazwijmy to szczególnie uzdolnionych, do własnych niecnych celów, wmawiając im jedynie, że walczą ze złem. Analogia więc jakaś między powieścią Accardo a kilkuczęściową produkcją "X-men" jest i tym samym wtórność także. Jednakże- co zadziwiło i zszokowało mnie osobiście- nie kłuje ona w oczy czytelnika aż tak bardzo. Autorka "Dotyku" sama posiada chyba jakąś magiczną zdolność- czarodziejskie pióro, czy coś w tym rodzaju- serwuje nam bowiem- biorąc pod uwagę tematykę jej książki- odgrzewany kotlet, ale w taki sposób, że smakuje on niezwykle świeżo i soczyście. Ta moja, jakże subtelna, kulinarna metafora ma na celu pokazanie Wam Moi Drodzy sytuację, która wydawała mi się po prostu nieprawdopodobna. Bo mamy tutaj nie co innego jak książkę, która nie wnosi do gatunku paranormal romance, czy też powieści dla młodzieży niczego nowego, a ja nie dość, że nie rzucam nią o ścianę (czytaj- nie pozostawiam jej nieskończonej, bo aż tak okrutna nie jestem) jak zrobiłabym w innym przypadku, nie irytuję się i nie kieruję głosem w mej głowie nieśmiało szepczącym "to już było", lecz ignoruję go bezczelnie i bawię się przednio przy lekturze "Dotyku"! No niesłychane!

A wszystko to wina nie czego innego, jak akcji- absorbującej i pędzącej na łeb na szyję. Autorka nie daje czytelnikom i swym bohaterom ni chwili wytchnienia- stale pakuje ich w jakieś kłopoty, funduje ucieczki, zasadzki i walki w tajemniczych klubach. W skrócie mówiąc, jest dynamicznie, szybko (czasami nawet za szybko, biorąc pod uwagę wątek miłosny rozwijający się w zdecydowanie przyspieszonym tempie) i gorąco, a przy zmasowanej liczbie wydarzeń na pewno też nie nudno. Powieść Accardo właściwie się połyka- i to nie tylko z racji pochłaniającej akcji, ale także przyjemnego i lekkiego pióra autorki. Pierwszoosobowa narracja z punktu widzenia Dez to także atut jej książki- bohaterka zdecydowanie nie jest postacią bez wyrazu, więc i jej sposób opowiadania nabiera życia oraz kolorów. To dziewczyna, która nie da sobie w kaszę dmuchać, o niewyparzonym języku, jakiej pomimo nieco irytujących zachowań nie sposób nie obdarzyć choć odrobiną sympatii. Żywiołowy temperament bohaterki odbija się w jej narracji jak w lustrze- dzięki niemu właśnie pojawia się w niej humor, który sprawił, że nie raz i nie dwa uśmiechałam się pod nosem, a nawet parskałam śmiechem i tym samym tylko umilił mi lekturę "Dotyku". Jeśli już przy protagonistach jesteśmy, to na uwagę, prócz wspomnianej Deznee, zasługuje jeszcze Kale. To chłopak, który w każdej czytelniczce obudzi instynkt opiekuńczy swą nieporadnością, dziecięcą ciekawością świata i rozbrajającą szczerością. Jego postać silnie kontrastuje z osobą naszej narratorki i jednocześnie w ciekawy sposób ją uzupełnia- spotkanie dwóch przeciwstawnych żywiołów charakterów, ognia i wody, jakimi są Kale i Dez to niewątpliwie ciekawe doświadczenie nie tylko dla samych bohaterów, ale i czytelników. Niestety o pozostałych postaciach występujących w książce Accardo nie mogę pisać już tak pozytywnie- mam wrażenie, że ich kreację autorka potraktowała po łebkach, tworząc bohaterów drugoplanowych bez twarzy, pozbawionych cech, które wyróżniałyby ich z tłumu. Żaden z nich nie znalazł miejsca w mej pamięci, co również ujęło książce w moich oczach.

"Dotyk" jest powieścią niepozbawioną dość sporych wad, ale i znaczących zalet- jego lektura zaś to dla czytelnika po prostu rozrywka- rozrywka w najczystszej postaci, przy której nie sposób się nudzić. Książka Accardo sprawdzi się idealnie w roli pozycji na upalne, wakacyjne popołudnie, podczas którego człowiek pragnie jedynie oddać się lenistwu i słodkiemu nicnierobieniu, bądź czasoumilacza na deszczowy i smutny wieczór, gdyż w obu przypadkach skutecznie oderwie czytelnika od rzeczywistości i zapewni mu kilka godzin dobrej zabawy. Tak przynajmniej było w moim przypadku i dlatego powieści tej wystawiam -4/6.


Korporację Denazen wraz z Dez zwiedziłam, dzięki Wydawnictwu Dreams- serdecznie dziękuję!






12 komentarzy:

  1. Książkę miałam okazję już poznać i wspominam ją dość dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. mam straszną, ogromną wręcz ochotę przeczytać tą powieść, głównie z powodu skojarzeń z uwielbianym przeze mnie serialem Kyle XY :-) Kiedyś nawet pytałam wydawnictwo o egzemplarz do recenzji, jednak niestety już nie mieli. Chyba jednak się przypomnę, albo ewentualnie rozejrzę za jakąś promocją, bo ciągle ta książka chodzi mi po głowie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie "Dotyk" straszliwie kojarzył się z tym serialem. :) Kale bardzo przypominał mi serialowego Kyle'a- był tak jak on nieporadny, dopiero uczył się życia. Nie wiem, czy pani Accardo nie wzorowała się tą postacią w tworzeniu swego głównego bohatera. :P
      Zapytaj Panią Magdę o egzemplarz do recenzji- a nuż się jeszcze jakiś znajdzie? :)

      Usuń
  3. Jestem tej powieści bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, mam nadzieję, że pewnego dnia ją przeczytasz. ;)

      Usuń
  4. Okładka nie jest najlepsza i szczerze mowiąc nie kupiłabym tego. Jednak skoro mówisz, że nie jest aż tak źle, to może sięgnę. Swoją drogą w tej materii ciężko już o odkrywcze pomysły i uniknięcie schematu. Dokąd jest popyt, będzie i podaż ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację- dzisiaj wielu autorów sięga po schematy i znane motywy, ale niektórzy z nich potrafią dodać do nich coś swojego i dotąd niespotkanego, dzięki czemu ustrzegają się odrzucającej wtórności. Tymczasem pani Accardo poza bohaterami nie stworzyła niczego własnego i choć odrobinę oryginalnego. :( Niemniej jednak jej książka nie jest najgorsza- czyta się ją bardzo przyjemnie mimo wad. ;)

      Usuń
  5. Niestety, ale ta książka w ogóle mi się nie podobała. Generalnie lubię książki Dreamsa, ale ta powieść to wyjątek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam już dość dawno i zbytnio nie zapadła mi w pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, "Dotyk" to jedna z tego rodzaju powieści, które szybko znikają z otchłani pamięci- chyba z powodu niezbyt oryginalnej tematyki.

      Usuń