wtorek, 26 marca 2013

Nadchodzi zima...


Nie jestem w stanie napisać takiej typowej, poukładanej, przejrzystej recenzji drugiego tomu Pieśni Lodu i Ognia. Po prostu nie mogę. Moje myśli, wrażenia, emocje po przeczytaniu "Starcia królów" to jeden wielki chaos - galopują jak szalone, kotłują się, kłębią. I wydaje mi się, że nie zdołam z nich wysnuć żadnych sensownych zdań - ciągów słów, które mogłyby w wystarczający sposób opisać tę olbrzymią książkę - tomiszcze wielkie nie tylko pod względem grubości ( liczy sobie ono bowiem 869 stron, nie licząc dodatku o królach i ich dworach - bardzo przydatnego nawiasem mówiąc ) ale i treści. Jak opowiedzieć Wam o tym dziele tak by zbyt wiele nie zdradzić, a ukazać przy tym jego istotę?
Mówiąc kolokwialnie z grubsza historia przedstawiana czytelnikowi przez autora prezentuje się następująco:(Uwaga! Osobom, które jeszcze "Gry o tron" nie czytały radzę ten akapit pominąć.)

Po śmierci króla Roberta Baratheona żelazny tron Siedmiu Królestw nawet przez chwilę nie stoi pusty. Zgodnie z prawem władzę ma sprawować potomek zmarłego władcy i Cersei Lannister - trzynastoletni Joffrey, jednakże królami, występując przeciwko sobie ogłaszają się także bracia Roberta - Stannis, lord na Smoczej Skale i młodszy od niego Renly, lord Końca Burzy. Obaj twierdzą, iż Joffrey nie ma żadnych praw do władzy, gdyż jest owocem kazirodztwa Cersei  i jej brata Jamie'ego.
Tymczasem na Północy królem ogłasza się Robb Stark i wraz z wiernymi jego rodowi lordami wyrusza przeciwko Lannisterom, chąc pomścić okrutną śmierć ojca. Od północy aż po południe Siedem Królestw płonie krawawym ogniem walk i wojen...

I taki właśnie opis po pierwsze nic nie mówi osobom, które pierwszego tomu sagi nie czytały, po drugie osobom, które dopiero planują po "Grę o tron" sięgnąć już za wiele zdradza i po trzecie osobom, które ze "Starciem królów" już się zaznajomiły wyda się taki "suchy", beznamiętny, pusty gdyż nawet w jednej setnej nie oddaje tego co się w tejże książce kryje. Jak wiele postaci na jej kartach poznamy, jak wiele niezwykłych, strasznych i pięknych miejsc zwiedzimy - co wraz z Jonem Snowem i braćmi z Nocnej Straży zobaczymy za Murem , a z Daenerys i jej niewielkim khalasarem spotkamy podczas jej wędrówki. Historii wszystkich przedstawionych w tej księdze osób nie sposób przedstawić,  trzeba ich po prostu indywidualnie dotknąć.

George R.R. Martin tworzy niezwykły świat - skomplikowany, złożony, wielowymiarowy i przerażająco realny. Krwawe intrygi i rozpusta na dworach, wojny pochłaniające zatrważającą liczbę ofiar, fałsz, zakłamanie, nędza i straszliwy głód warstw biedniejszych, niesprawiedliwość, przekupstwo i zdrady to tylko część tej przykrej wyliczanki. Autor nie boi się ani mocnego, dosadnego słownictwa, ani śmiałych scen erotycznych, czy szczegółowych opisów zdarzeń brutalnych i okrutnych - gdzie krew leje się strumieniami, a trup ściele się gęsto. Często w innych książkach tego typu "zabiegi" po prostu mnie rażą, jednak u Martina są one wyważone, naturalne. Dopełniają tę historię- ba! nawet nadają jej pewną wiarygodność. Podczas czytania nie opuszczała mnie myśl, że tak dopracowany świat musi gdzieś istnieć - być może w innym czasie, w odmiennej od naszej rzeczywistości, gdyż mimo obecnych wątków magicznych, fantastycznych jest niezwykle rzeczywisty, namacalny. I faktycznie istnieje - w niesamowitej, bogatej wyobraźni autora i sercach czytelników jego dzieł...

" Miłość to trucizna. Jej smak jest słodki, ale zabije cię niezawodnie".

Martin kreuje nietuzinkowych bohaterów - przedziwne osobistości, postaci-zagadki. Nie ma w nich żadnej schematyczności i przewidywalności - nawet protagoniści na pierwszy rzut oka do szpiku kości źli potrafią nas pozytywnie zaskoczyć, wskrzesić w nas iskierki zrozumienia dla ich postępowania. Zdumiewające jest także to, iż mało którą postać można uznać za całkowicie dobrą. Nie!W sadze Martina po prostu nie ma postaci o nieskazitelnie czystej duszy. Nawet ci bohaterowie, którym z całego serca kibicujemy, płaczemy nad ich losem, bezradnością, niesprawiedliwościom i trudom, których doświadczają mają swe wady, chwile słabości, tchórzostwa, zwątpienia - podobnie jak każdy z nas. Złościmy się na nich, ale i ich podziwiamy. Dla mojej osoby fakt, iż postaci książkowe potrafiły wywołać u mnie całą gamę sprzecznych emocji świadczy o mistrzostwie, wielkim kunszcie pisarza. I tyle w tej sprawie.

Zazdroszę osobom, które mają pierwsze dwa tomy sagi Martina przed sobą - czytelnicze podróże po Siedmiu Królestwach robią niesamowite wrażenie, zapierają dech w piersiach, wywołują zarówno zachwyt i przerażenie. Gorąco zachęcam do lektury tegoż pełnokrwistego fantasy. Ja tymczasem zabieram się za drugi sezon " Gry o tron "- chcę przeżyć tę historię jeszcze raz. No i polowanie na kolejny tom serii, "Nawałnicę mieczy" czas zacząć!

Na koniec celtycka melodia skomponowana przez Adriana von Zieglera. Jego utwory są niezwykle klimatyczne- podobnie jest z książkami Martina. ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz