piątek, 16 sierpnia 2013

Pod okiem Mojry...


Trzynastoletnia sierota Alea żyje na ulicach Saratei i by przeżyć ucieka się do kradzieży jedzenia, z której zwykle wychodzi obronną reką. Do czasu... Pewnego dnia zwinięcie mięsa ze straganu rzeźnika Almara zostanie zauważone - właściciel  stosika zaczai się na dziewczynkę i na oczach rozbawionej gawiedzi wygna Aleę z miasta, grożąc jej wezwaniem straży. Żegnana wyzwiskami, szyderczym śmiechem i lawiną kamieni dziewczynka ucieknie na wrzosowiska, gdzie znajdzie zagrzebanego w piasku trupa starca. Mimo przerażenia i obrzydzenia Alea ściągnie z jego palca pierścień, z zamiarem sprzedania go komuś dla pięniędzy, za które mogłaby kupić jedzenie, nie przypuszczając, że czyn ten sprawi, iż nic nie będzie już takie jak dawniej...

Nie wiem skąd wzięło się moje przekonanie, że Loevenbruck zaserwuje nam powieść w klimacie celtyckim. Być może spowodowało to użyte w opisie Wydawcy słowo "druid". Albo kraina wykreowana przez autora, niejaka Gaelia za bardzo skojarzyła mi się z Galią. Wychodzi na to, że to po prostu moja wina, iż "Wilczyca i Córka Ziemi"  nie spodobała mi się tak jak tego chciałam - prócz wspomnianych już wcześniej druidów, którzy odgrywają co prawda w historii przedstawianej na kartach tejże powieści znaczącą rolę, bardów odwiedzających gaelickie hrabstwa i pewnej gry celtyckiej (fidchell) pozycja ta ma tyle wspólnego z kulturą Celtów co kwasek cytrynowy z cytryną. Ale pal licho ich teraz! Co najgorsze ja w ogóle klimatu tej książki, jej...ducha nie odczułam - w jej pierwszej części go po prostu nie ma! Przedzieranie się przez początkowe 100-120 stron było dla mnie czymś w rodzaju udręki: znudzenie nie chciało mnie opuścić, a irytacja zbierała swe plony, powodując, że (O Zgrozo!) chciałam bezczelnie przerwać lekturę powieści Loevenbrucka - nie podchodziło mi w niej wszystko: nazwa jakoby przerażających stworzeń (o niejakie... gorguny sie rozchodzi) zamiast napięcia i strachu wywoływała tylko chichot, Zło, z którym przyjdzie zmierzyć się bohaterom nie ruszało mnie kompletnie i co więcej wydało mi się takie...wydumane - autor niewątpliwie chciał wpuścić do swej książki powiew grozy i dramatyzmu, jednak przesadził i miast solidnej dawki niepokoju i zaangażowania w przedstawianą historię czytelnik otrzymuje tylko posmak sztuczności - magiczne istoty, które na jej kartach się pojawią tej...magii  i uroku nie posiadały, a humor, który zapewne wprowadzać miał pewien krasnolud w ogóle zabawny nie był. W skrócie mówiąc książka wypadała więcej niż słabo dopóki...dopóki z wnętrza Ziemi nie wyleźli Tuathannowie. Ci półdzicy wojownicy (rym niezamierzony) chcą odzyskać zabraną  im przez obce wojska Gaelię i rozpoczynają podbój podzielonej na pięć hrabstw krainy-wyspy - ogólnie rzecz biorąc pojawia się w książce jakiś "problem", dochodzi do walk i rozlewu krwi i od razu robi się ciekawiej. :D Dzięki temu wątkowi nawet na przygody Alei zaczęłam patrzeć przychylniejszym okiem i co więcej w jakiś tam sposób jej losami się zainteresowałam. Kilka pomysłów Loevenbrucka autentycznie mnie urzekło i zarazem sprawiło, że jego książki nie mogę zaliczyć to tych absolutnie beznadziejnych.

Dzięki Bogu w "Wilczycy i Córce Ziemi" autor zastosował narrację trzecioosobową i to chyba najlepsze co mógł zrobić. Wskutek tegoż zabiegu nie śledzimy tylko początkowo mało porywających przygód Alei, ale mamy też wgląd w życie innych, o wiele ciekawszych i barwniejszych postaci - prócz wspomnianych powyżej intrygujących mnie najbardziej Tuathannów poznamy także (między innymi) hrabiego słynnego z dość śmiałych przyjęć, a raczej powiedzmy sobie szczerze imprez, oraz pewnego młodego druida, którego czeka pierwsza, dużej wagi misja. Co ciekawe wszystkie zalety powieści Loevenbrucka, o których piszę lub dopiero wspomnę (pomijając narrację) odnalazłam w drugiej części książki. Części, w której unosi się atmosfera przemijania - czasy magii i przeróżnych bóstw, w tym także bogini przeznaczenia zdają się powoli gasnąć na rzecz chrześcijaństwa, które zakrólowało już w hrabstwie Harcourt. A może wcale tak nie jest? Czy znalezienie przez Aleę zmarłego druida i przejęcie jego pierścienia nie jest częścią planu Mojry? To przypadek? Przeznaczenie? Nie wiadomo. Część druga tejże książki to także o wiele ciekawsza akcja - w niej doszukałam się również uroku i magii. Pomimo tego rozczarowanie pierwszym tomem trylogii Loevenbrucka nie znika - oczekiwałam czegoś lepszego. Co więcej mam z nim prawdziwą zagwozdkę - nie wiem jak go ocenić. ;) A niech takie +3/6 już będzie.

27 komentarzy:

  1. Czytałam ją w sumie dosyć dawno temu... ale kojarzę jeszcze co nieco. Wtedy przypadła mi do gustu - jak by było teraz? Nie wiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewiadomo, niewiadomo - z czasem nasze spojrzenie na coś się zmienia. Ale nie ma co gdybać - najważniejsze, że wspominasz "Wilczycę i Córkę Ziemi" pozytywnie. :)

      Usuń
  2. Również i ja czytałam tę książkę kiedyś tam (teraz już nawet nie pamiętam kiedy to było :)) i wiem, że się trochę na niej przejechałam, zawiodła mnie, bo spodziewałam się czegoś lepszego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie - oczekiwałam niesamowitego klimatu i magii, na co wskazuje okładka, a tutaj wielkie NIC. :( Wychodzi na to, że nie należy się nastawiać na coś świetnego to wtedy być może bardziej nam się książka spodoba. :)

      Usuń
  3. A już myślałam, że książka będzie czymś innym i ciekawym, a tu po twojej recenzji trochę się na niej rozczarowałam. No cóż, wątpię czy ją przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tak myślałam. :) A może druga część taka będzie? Nie wiem, czy się dowiem, bo trochę boję się próbować ją czytać. :P

      Usuń
  4. Aktualnie nie mam ochotę na książkę tego typu ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. :) Nie zawsze ma się "fazę" na książkę danego gatunku. :) Akurat jeśli chodzi o fantasy to w moim przypadku ochota na nie nie ma końca. :D

      Usuń
  5. Nie słyszałam jakoś o tej trylogii. Opis mógłby sugerować, że to coś całkiem, całkiem, ale po Twojej recenzji trochę się obawiam. Na razie jej podziękuję, ale ostatecznie nie mówię ,,nie".:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że nie mówisz tej książce kategorycznego "nie" - nie ma co nigdy do końca kierować się czyjąś opinią, bo każdy ma jednak inny gust. :)
      Faktycznie ta trylogia nie jest jakoś specjalnie znana i już chyba wiem dlaczego. :D Ja już kilka lat natykałam się na nią w bibliotece, jej okładki mnie urzekły, więc postanowiłam dać Loevenbruckowi szansę. :)

      Usuń
  6. Po takiej opinii myślałam, że gorzej ocenisz, bo w sumie wywnioskowałam, ze trochę się wynudziłaś i nie mogłaś się wciągnąć, ale rozumiem, że czasem te negatywne wrażenia w recenzji wygrywają. ;) Po książkę raczej nie sięgnę. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie w recenzji na pierwszy plan wysunęły się wady książki, czego nie planowałam. xD Mojej czytelniczej duszy po prostu więcej rzeczy nie pasowało niż pasowało. :D A ocena taka, gdyż jednak powieść ma jakieś plusy- szkoda, że nie więcej.

      Usuń
  7. Widziałam tą książkę w bibliotece, ale jakoś specjalnie mnie nie zainteresowała, zapowiada się jak dla mnie zbyt przeciętnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety taka ta książka jest - przeciętna...

      Usuń
  8. gdy widzę coś nowego z opisie wydawcy chętnie sięgam po książkę :) I pomimo że odebrałaś ją jaką przeciętną sama spróbuje swoich sił na niej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze - zawsze trzeba na własnej skórze popróbować jakiejś książki. A nuż "Wilczyca i Córka Ziemi" trafi w Twoje gusta? :)

      Usuń
  9. Muszę przyznać, że okładka mnie zainteresowała... treść trochę mniej... a Twoja ocena to już w ogóle :P. Więc mam nadzieję, że się nie obrazisz jak z przykrością odmówię na Twoją propozycję czytelniczą :p.

    Pozdrawiam ciepło :)!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie wiem, nie wiem, czy się nie obrażę. xD Moja "recenzja" i ocena Cię nie zainteresowały - jak ja to przeżyję? ;D A na serio, nic nie stracisz, jak nie sięgniesz po pierwszą część "Mojry"- dobrze, że odmówiłeś mojej propozycji czytelniczej. :P :)

      Usuń
    2. Hahaha, no nic... czeka Cię śmierć samobójcza w zapomnieniu :D. Ale może jakoś to przeżyjesz :P.

      Usuń
  10. Nie słyszałam ani o autorce ani o trylogii :) I chyba podziękuję - nie mój styl (trzeba jednak przyznać,że recenzja b. dobrze napisana)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och...dziękuję bardzo. :) No pewnie, nie ma się co zmuszać, jeśli nas coś kompletnie nie ciekawi. ;)

      Usuń
  11. myślę, że się w najbliższym czasie skuszę, mimo, iż o autorce słyszę pierwszy raz
    obserwujemy?

    OdpowiedzUsuń
  12. Całą serię kupiłam bo... spodobały mi się okładki :P na dzień dzisiejszy przeczytałam dwa tomy i całkowicie podzielam Twoje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się przyznam - to okładka skusiła mnie do przeczytania tejże książki. :P Czyli dalej nie jest lepiej? To ja chyba sobie część drugą odpuszczę...

      Usuń
  13. "Nie wiem skąd wzięło się moje przekonanie, że Loevenbruck zaserwuje nam powieść w klimacie celtyckim." - Może to wina okładki? Ja pomyślałam to samo, dopiero twoja recenzja wyprowadziła mnie z błędu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie tylko ja oczekiwałam klimatu celtyckiego. :) Niestety "Wilczyca i Córka Ziemi" go nie posiada. :(

      Usuń