niedziela, 29 marca 2015

"Czas zaczął nam się wymykać"


Zdaniem Katie życie jakie wiedzie nie należy do najciekawszych i najbarwniejszych- pomijając to, że w zupełnie niespodziewanych momentach doświadcza dziwacznych i niepokojących ją wizji ludzi, którzy swoim starodawnym ubiorem zdecydowanie wyróżniają się na tle współczesnych zabieganych nowojorczyków. Wszystko zmienia się jednak pewnego lutowego dnia- w jednej chwili dziewczynka zasypia w swym azylu pod łóżkiem, a w następnej budzi się pod kanapą w pałacu Buckingham w okresie panowania królowej Wiktorii. W jaki sposób Katie przeniosła się w czasie? Dlaczego znalazła się akurat w XIX wieku? I czy uda się jej bezpiecznie wrócić do domu? Odpowiedzi na te pytania będzie mogli poznać, jeśli sięgnięcie po pierwszy tom "Kronik Tempusu". Ja nie omieszkałam tego uczynić i już teraz mogę Wam zdradzić, że absolutnie tego nie żałuję.

Dziecięciem o niezwykle wybujałej wyobraźni będąc, marzyłam skrycie o wynalezieniu wehikułu czasu, który umożliwiłby mi podróż do zupełnie innej epoki- choćby na małą, krótką chwilę. Czarodziejskiej machiny, dzięki jakiej na własne oczy zobaczyć bym mogła ważne historyczne wydarzenia i życie, jakie ludzie wiedli sto, dwieście, trzysta lat temu, tak zupełnie inne od tego mi znanego. Niestety, nie udało mi się tego osiągnąć i dłuższy moment zabrało mi uświadomienie sobie, że właściwie takie wehikuły czasu istnieją już od dawna- choć w innej od moich wyobrażeń, dość niepozornej postaci. Są nimi przecież wszelkie powieści z wątkiem podróżowania w przeszłość i chyba dlatego sięgam po nie zawsze z wielką ochotą i ciekawością. Książka pani Quinn także do tego nurtu należy i, choć sam motyw cofnięcia się w czasie wytłumaczony został przez nią w sposób dość chaotyczny i mnie osobiście nie przekonywujący, to jednak podróż do epoki wiktoriańskiej uważam za bardzo udaną i pouczającą- autorka naprawdę wiernie oddała ważne fakty historyczne z okresu panowania Wiktorii Hanowerskiej przedstawionego w pierwszym tomie "Kronik Tempusu". I tak na jego stronicach spotkać można postaci autentyczne: królową Wiktorię, jej małżonka księcia Alberta i część ich licznego potomstwa, z  księżniczką Alicją na czele, która zaprzyjaźni się z naszą bohaterką; niezbyt sympatyczną baronową Lehzen, a nawet Josepha Pattona odpowiedzialnego za zaprojektowanie Pałacu Kryształowego. Jeśli już przy tym, niezachowanym niestety do dzisiaj, budynku jesteśmy, to właśnie na jego wielkie otwarcie rozpoczynające Wielką Wystawę, jakie miało miało miejsce 1 maja 1851 roku zabiera nas autorka. Ale, że nie samymi realiami historycznymi żyje człowiek, a zwłaszcza dzieci, czy też młodsza młodzież, do której kierowana jest książka pani Quinn, to wspomnieć też należy o innych, bardziej ważnych dla nich kwestiach. O akcji na przykład- ona na pewno ważna jest dla tej grupy docelowej, bo to od niej w głównej mierze zależy, czy książka młodego odbiorcę zafascynuje i wciągnie. Jeśli, więc o samą akcję chodzi, to nie nazwałabym jej może gnającą na łeb, na szyję- rozwija się raczej umiarkowanie i stopniowo- ale do nudnej też jej w sumie daleko, bo i ucieczki i pościgi i zasadzki i nawet zamachy na rodzinę królewską się na nią składają. Przede wszystkim jednak, tym co urzeknie młodego czytelnika jest humor obecny w powieści i jej główni bohaterowie: Katie, Alicja oraz James. Sympatyczna i bardzo pomysłowa jest cała trójka, jednak spośród nich na największą uwagę zdecydowanie zasługuje nasza podróżniczka w czasie. Katie nie sposób nie polubić, zwłaszcza, że wielki z niej mól książkowy i, gdy czytamy, o tym, że pochłaniała wszystko, w tym także "Harry'ego Pottera", uśmiech sam ciśnie się na usta.

"Kroniki Tempusu. Królowa musi umrzeć" to powieść skierowana głównie do dzieci oraz młodszej młodzieży, jednak gwarantuję Wam, że i czytelnik nieco starszy może znaleźć w niej coś dla siebie. Ja nie zaliczam się do tych grup już od dawna- niebawem stuknie mi dwudziestka- a, mimo to nie uważam chwil poświęconych na lekturę książki pani Quinn za czas stracony. Ba! Całkiem miłe to były godziny i umożliwiły mi ucieczkę od deszczowej i smutnej aury za oknem wprost w wiek XIX, którego klimat i atmosferę uwielbiam. Pierwszej części serii tej autorki wystawiam, więc 4/5,  już ostrząc sobie pazurki na kolejny tom.




Pobyt w wiktoriańskim Londynie umożliwiło mi Wydawnictwo Dreams-
  serdecznie dziękuję!

5 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie. Muszę dodać tę książkę do swojej listy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiktoriańska Anglia kusi bardzo, bardzo! Mam ogromną ochotę na poczucie tego klimatu, a wiem, że książka jest w bibliotece, także w pewnym momencie postaram się ją przygarnąć. :) Czasami taka lekka lekturka jest potrzebna na odreagowanie. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam na oku już od jakiegoś czasu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiek, do jakiej skierowana jest powieść, szczególnie mnie nie przeraża, bo o podróżach w czasie mogłabym czytać i czytać bez końca, też marzyłam o zbudowaniu wehikułu... Wciąż marzę, ale teraz wiem, jakie to nierealne. Wiktoriańska Anglia też zachęca... ;) Poszukam. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń