czwartek, 10 września 2015

"Na krawędzi dwóch światów"


"Życie jest takie cenne właśnie dlatego, że jest krótkie. Nawet ci najbardziej odporni są w gruncie rzeczy delikatni. W życiu nie chodzi o umieranie czy nieumieranie. Chodzi o to, by dobrze żyć. Żyć tak, żeby być szczęśliwym i dumnym."

Rubież to rozległa kraina na styku dwóch przeciwstawnych wymiarów, stanowiących dla siebie niejako lustrzane odbicie- Dziwoziemi zamieszkiwanej przez różnorakie nadprzyrodzone istoty i ludzi obdarzonych paranormalnymi zdolnościami oraz Niepełni, której mieszkańcy przekonani są, że żyją w Stanach Zjednoczonych w Ameryce Północnej pozbawionych niezwykłości. W świecie pomiędzy magia też jest obecna- napotkać można tam zmieńca, bądź przywróconego ze zmarłych człowieka, a klątwy rzucane na wścibskich sąsiadów albo cudzoziemców nie są niczym zaskakującym. Życie w Rubieży nie jest jednak łatwe- najlepiej wie o tym Rose Drayton, której życie mimo młodego wieku zdążyło nieźle dać w kość. Dziewczynie ciąży na barkach odpowiedzialność za dwóch młodszych braci- jest ona dla nich nie tylko starszą siostrą, ale i matką, ojcem oraz żywicielem. By zapewnić chłopcom ludzkie warunki życia, Rose ciężko pracuje w Niepełni, jednak w Walmarcie zarabia grosze, przez co Draytonowie ledwie wiążą koniec z końcem. Kłopotom dziewczyny nie ma końca- w samej Rubieży zaczyna dziać się coś niepokojącego, a niespotkane wcześniej stwory czają się wszędzie. Gdyby tego było mało z Dziwoziemi przybywa tajemniczy arystokrata- wojownik, a jego celem jest... poślubienie Rose. Zadziorna dziewczyna nie ma jednak zamiaru być klaczą rozpłodową i prędzej padnie trupem niż pozwoli się zabrać cudzoziemcowi. Co wyniknie z jej spotkania z lordem Caraminem i w jakich wydarzeniach przyjdzie jej brać udział? Tego nie dowiecie się już ode mnie- by poznać odpowiedzi, będziecie musieli sięgnąć po "Na krawędzi".

- Przestań- warknęła Rose.
- Co przestań?- Zwrócił się ku niej i załapała się jeszcze na końcówkę tego uśmiechu. Mogłaby patrzeć przez lata i nigdy nie miałaby dość.
- To- powiedziała twardo.- Przestań.
-Denerwuję Cię? Tłum adoratorek zgęstniał.
- Spowodujesz zamieszki.
- Tak myślisz? Dotąd nigdy nie spowodowałem zamieszek, choć raz wywołałem awanturę. Kilka młodych kobiet przyjechało z zamiarem skłonienia mnie do do małżeństwa i między ich matkami doszło do wymiany ciosów. To było przezaba... znaczy straszne. Po prostu straszne.
- Tak.- Rose westchnęła teatralnie, udając współczucie. - To straszne być bogatym i obezwładniająco przystojnym, i uwielbianym przez kobiety. Moje serce krwawi ze współczucia. Biedactwo, jak ty to wytrzymujesz?"

Powieść traktująca o perypetiach Rose Drayton to moje pierwsze spotkanie z duetem pisarsko- małżeńskim kryjącym się pod pseudonimem Ilona Andrews i na pewno nie ostatnie, bo przy lekturze "Na krawędzi" bawiłam się po prostu przednio i przeżyłam zwariowaną przygodę w doborowym towarzystwie. Jedną z najmocniejszych stron książki są protagoniści- wyraziści, prawdziwi, sympatyczni, żywi. Rose nie sposób nie polubić- to zadziora i kick-ass, która nie da sobie w kaszę dmuchać, a natrętowi przyfasoli ze strzelby, bądź odpowie tak sarkastycznym komentarzem, że mu pójdzie w pięty. A ten natręt z kolei jest arogancki, ironiczny i pewny siebie, a do tego świetnie włada mieczem i ciętym językiem. Oj, Declan i Rose to dopiero duet- między nimi iskrzy tak, że grozi wybuchem, a czytelnik ma z tego niebywałą radochę. A zwłaszcza z ich zabójczych dialogów. Oczywiście ta barwna dwójka to nie koniec plejady fantastycznych bohaterów, jakich przyjdzie nam spotkać na kartach książki Andrews- na uwagę zasługuje także kilku innych. Taki William, na przykład, to chyba najciekawszy charakter w całej powieści. I najbardziej niejednoznaczny. Ten ciężko poraniony przez życie mężczyzna skrywa w sobie mnóstwo bólu i uczuć które tylko szukają ujścia. I to przez niego będę musiała poznać "Księżyc nad Rubieżą"- jak najszybciej, oczywiście, bo umieram z ciekawości, co do jego dalszych losów. Mnóstwo uroku mają w sobie także młodsi bracia Rose- Georgie i Jack są przekochani. Uwielbiam ich za rezolutność, odwagę i niebywałą wrażliwość.

"Przyjaciele sprawiają, że świat jest lepszy. To prawdziwy zaszczyt. Ze wszystkich ludzi, jakich dana osoba zna, wybiera sobie ciebie i uznaje za godnego tej przyjaźni."

Jak na rasowe urban fantasy przystało "Na krawędzi" może pochwalić się wspaniałą kreacją świata. Uniwersum stworzone przez Andrews jest bardzo pomysłowe i ciekawe. Trzy zupełnie różne krainy oddzielone od siebie niewidzialną granicą, to trzy razy więcej lokacji do zwiedzania oczyma 
wyobraźni! A fakt, że mieszkańcy Niepełni nic o pozostałych magicznych wymiarach nie wiedzą, zaś nieodpowiedni Dziwoziemcy przekraczający granicę lustrzanego odbicia swej ojczyzny tracą swoje umiejętności i nie mogą już do własnej krainy powrócić, przywiódł mi jakoś na myśl Storybrooke i OUaT, przez co książkę Andrews czytało mi się jeszcze lepiej. Bo to niebywale pozytywne skojarzenie. W "Na krawędzi' ogromną rolę odgrywa także romans- ale, o dziwo, jakoś do niego nie potrafię i nie chcę się przyczepić. Państwo Andrews muszą mieć jakieś czarodziejskie pióro, bo, o ile w każdej innej tego typu powieści, wątek miłosny irytowałby mnie niemiłosiernie, o tyle w tej książce przypadł mi do gustu. Co prawda nie ustrzegł się on odrobiny lukru, ale jest to ilość, która nie wywołuje niestrawności. Bo przede wszystkim między bohaterami skrzy się od dowcipu. I jest ogień. I chemia. Także polecam gorąco. "Na krawędzi" to świetna rozrywka, szalona przygoda, ciekawy romans i udane ubran fantasy z wątkiem- uwaga- baśniowym, który widoczny jest zwłaszcza w dwóch momentach powieści (ciekawa jestem, czy dostrzeżecie go i Wy). Oraz lekarstwo na czytelniczy zastój, jakie w moim przypadku zadziałało wyśmienicie! +4/6

"Z szerokim uśmiechem otworzyła przed nim drzwi, schylając się w parodii ukłonu.
-Proszę, Wasza Wysokość.
-Wasza Lordowska Mość, lordzie Camarine wystarczy.
Wszystko jedno."
                                                                      




A na koniec utwór, odkryty stosunkowo niedawno, którego nie mogę przestać nucić i podśpiewywać pod nosem. Enjoy!

Nada   





                                                                                                                    

12 komentarzy:

  1. Raczej nie...
    Nawet okładka mnie jakoś odstrasza...
    Ale zobaczę jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, okładka nie powala. Ale treść jest naprawdę niczego sobie. ;)

      Usuń
  2. Książka bardzo mnie zaciekawiła i dopisuję ją do mojej biblioteczki. A piosenka super i... już ją sobie przywłaszczyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zaciekawiłam- i książką i piosenką. :)

      Usuń
  3. Słyszałam wcześniej o tej autorce, ale nie znałam tej książki i muszę przyznać, że zachęciłaś mnie do jej przeczytania. A te cytaty... <3 To chyba coś w moim stylu :)

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cytaty i mnie się podobają. I jest wiele, wiele więcej tak świetnych w "Na krawędzi"- normalnie miałam problem, żeby się zdecydować, które zamieścić w recenzji. ;)

      Usuń
  4. Zwróciłam uwagę na słowa, neologizmy wymienione w tej recenzji: Dziwoziemia, zmieńce, bardzo mi się to podoba. Lubię, kiedy autorzy dbają o język, który jest przecież elementem świata przedstawionego. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja lubię. Gdy tworzą swoje własne nazwy to tak czuć, że ten świat jest niepowtarzalny i stworzony właśnie przez nich. :))

      Usuń
  5. Ależ ja jestem podekscytowana tą książką! Kocham urban fantasy, to jeden z moich ulubionych podgatunków Fantastyki i z całą pewnością muszę stwierdzić, że jeszcze chyba nie przeżyłam z nim, jakiegoś epickiego zawodu. :)
    Z duetem autorskim miałam już do czynienia w "Magia kąsa"... i choć nie było źle, rewelacyjnie też nie było. Ale zaciekawili mnie światem przedstawionym i kreacją postaci, także chętnie poznam jeszcze jakieś ich książki, zaczynając od tej. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie daj "Na krawędzi" szansę- nie jest to może coś epickiego, ale ma w sobie urok. I humor, a on też jest bardzo ważny. Akurat "Magia kąsa" nie czytałam, ale mam w planach i to od dawna. Tyle, ze strasznie ciężko tę książkę zdobyć- nie wiem, chyba nakład się wyczerpał czy cuś- tylko trzeci tom jest dostępny bodajże. ://

      Usuń
  6. Muszę przyznać, że po tej pozycji spodziewałam się najgorszego i z początku nie miałam nawet zamiaru jej czytać, ale od pierwszych stron wpadłam po sam czubek głowy. Pokochałam Rose i Declana całym sercem, czekałam tylko, aż książka wybuchnie mi w dłoniach od tej atmosfery pełnej iskier ;-) Co prawda Williama specjalnie nie polubiłam, może dlatego nie spodobał mi się "Księżyc nad Rubieżą", ale w takim wypadku dla Ciebie ta lektura wydaje się o wiele bardziej odpowiednia. Najbardziej miałam ochotę zwiedzić Dziwoziemię wzdłuż i wszerz i chyba tylko takiej podróży mi zabrakło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie! Od razu czytałam, że książka mi się spodoba, ale wypatrzyłam ją na promocji za 10zł, więc nie liczyłam na wiele. Chcę poznać pióro tej pary, ogólnie pseudonim zawsze kojarzył mi się z pisarką, a nie duetem, ale zmieniam swoje spojrzenie. ;) Nie mogę się doczekać tych postaci i humoru! :D

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń