czwartek, 17 września 2015

Przygoda goni Przygodę czyli "Nomen Omen" Marty Kisiel


Dwudziestopięcioletnia Salomea Klementyna Przygoda prócz niecodziennego imienia ma ogniście rude włosy, wzrost koszykarza, powab Terminatora i rodzinkę z piekła rodem. Ojciec jej, bowiem mentalnie żyje w XIX wieku, matka za wszelką cenę chce, by córka uwolniła swój rozbuchany erotyzm i zerwała kajdany fałszywej cnotliwości a brat to patentowany leń i nierób. Nic, więc dziwnego, że dziewczyna postanawia wyprowadzić się z domu- pewnego dnia pakuje manatki, opuszcza rodzinną miejscowość i wynajmuje pokoik na stancji we Wrocławiu. Lipowa 5, gdzie przyjdzie jej zamieszkać nie jest jednak zwyczajnym miejscem- z daleka omijają je przechodnie, a taksówkarze parkują na sąsiedniej ulicy. Dom prowadzony jest, bowiem przez trzy wzbudzające respekt staruszki- siostry Bolesne- i wygląda jakby żywcem wyciągnięto go z jakiegoś horroru. Gdyby tego było mało, panuje w nim żelazny rygor, w słuchawce telefonu słychać tajemnicze szepty a radio wydaje niepokojące szmery, zaś pokój, który wynajmie Salka ma jeszcze jednego lokatora- gadającą papugę uzależnioną od wafelków, która bezczelnie pcha się jej do łóżka. Dziewczyna w myśl "byle z dala od rodziny" postanawia jednak tam zostać, nie przypuszczając, że pewnego dnia na Lipowej 5 pojawi się jej ukochany brat Niedaś, by znów uprzykrzyć jej życie i na dodatek utopić ją w Odrze...

Chyba już wiem jaką powieść mogłabym nominować do kategorii "Największa zagwozdka 2015 roku". Tak, tak, niezaprzeczalnie nadawałby się do niej "Nomen Omen" Marty Kisiel, bo zupełnie nie wiem, co też mam na jego temat myśleć. Dawno, oj dawno nie czytałam książki, która teoretycznie przypadła mi do gustu i jednocześnie nie podobała mi się zbytnio. I teraz mam kolejny problem. Jak ja mam Wam, do jasnej anielki, to moje wielce (nie)logiczne zdanie wytłumaczyć?! Hmm...hmmm...
Ogółem mówiąc, druga w dorobku pisarskim, powieść pani Kisiel to odrobinę taka literacka układanka puzzle. Początkowe rozdziały książki zaś stanowią jakby jej rozsypane bez ładu i składu elementy, które dopiero z czasem zaczynają tworzyć jakąś sensowną całość- na starcie lektury "Nomen Omen" wraz z bohaterką wpakowani zostajemy w jeden wielki i bzdurny, wręcz alogiczny kabaret, który sprawia, że oczy wychodzą nam z orbit z niedowierzania. Bo tak wiele w nim groteski i absurdu- tyle, że niestety przesadzonego i wymuszonego. Moim zdaniem, pani Kisiel po prostu przedobrzyła- zwłaszcza z dowcipem. Z mojej strony wyglądało to tak, że chciała za wszelką cenę rozśmieszyć czytelnika, więc bez umiaru naładowała swoją powieść słownymi gagami i żartami, aż zaczęły się one z niej wylewać. A wiadomo, co za dużo to niezdrowo. Poza tym poziom dowcipu jakim, co rusz wykazują się bohaterowie, mnie jakoś nie usatysfakcjonował- te wszystkie teksty typu "Killnij gada!", "Kill go szotem!", bądź "Rrrany banany!" nie bawiły mnie zupełnie. Może gdyby było ich troszkę mniej, gdyby humor był tylko takim deserem w powieści, a nie daniem głównym to dzisiaj pisałabym o "Nomen Omen" inaczej. A tymczasem  tylko przejadłam się tą pseudo-śmiesznością.

Sama fabuła książki nie jest wcale taka zła- pani Kisiel snuje historię, która z perspektywy czasu, wydaje mi się naprawdę ciekawa. Tyle, że trzeba pokonać blisko połowę książki, by nabrała ona jako takiej klarowności i by dostrzec zamysł autorki. To jak z układaniem tysiąca puzzli (ależ ja się na te puzzle uparłam dzisiaj, nie?)- trzeba czasu i cierpliwości, żeby wyłonił się z nich jakiś konkretny obraz. Zdarzenia rozgrywające się na kartach "Nomen Omen" także mają sens i toczą się w zaskakującym kierunku. Nie spodziewałam się, że opowieść o przygodach Salki zahaczy o takie tematy (a jakie są to kwestie, oczywiście nie zdradzę). Przede wszystkim, wielkie brawa należą się autorce za zgrabne połączenie fantastyki z wątkiem II wojny światowej. Historia wojennego Wrocławia to moim zdaniem najmocniejsza strona powieści, która skłoniła mnie do tego, by o losach niemieckiego Breslau dowiedzieć się czegoś więcej. Nie mogę umniejszać także zdolności pisarskich autorki "Nomen Omen"- pani Kisiel zdecydowanie potrafi posługiwać się piórem. Jak na prawdziwą polonistkę i humanistykę przystało bawi się słowem, językiem i motywami literackimi, nie stroniąc też od łacińskich sentencji i odniesień do polskich klasyków. Jej powieść czyta się naprawdę dobrze i przyjemnie- myślę, że lekki, gawędziarski styl autorki robi tu swoje. Piętą achillesową jest jedynie ten toporny humor rodem ze "Świata według Kiepskich"- momentami żenujący i prostacki. Z tego powodu nie zamierzam jednak skreślać twórczości pani Kisiel grubą krechą- "Dożywociu" na pewno dam szansę, bo słyszałam, że dowcip jest w nim subtelniejszy i zabawniejszy. Daję jej także wielkiego plusa za rozdział piętnasty, "w którym siostry Bolesne biorą sprawy w swoje ręce", za Breslau, o jakim powinniśmy pamiętać, za pewnego filologa oraz zakończenie, które ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wywołało uśmiech na mojej twarzy i jakieś takie ciepełko na sercu. 3/6





Jako, że dzisiaj na bloga zawitała nasza rodzima literatura, to i utwór muzyczny też Wam polski zaserwuję, a co! Enjoy!

  Nada


  

10 komentarzy:

  1. Chciałabym, żeby mi się ta ksiązka spodobała pomimo wątpliwego humoru. Ale z drugiej strony humor ma dla mnie duże znaczenie w książce, więc nie wiem, jak ją odbiorę. A, że akcja toczy się w moim rodzinnym mieście - koniecznie po nią sięgnę, jeszcze w tym roku, żeby za długo na półce nie stała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, jak masz na półce, to koniecznie przeczytaj! Ale fajnie, że to Twoje rodzinne miasto! To będziesz wiedziała, gdzie każde miejsce, do którego udają się bohaterowie, bądź o którym wspominają się znajduje. Ba! Ty je na pewno wszystkie znasz! :) A ja w końcu muszę wziąć za siebie i zobaczyć Wrocław na własne oczy, a nie tylko oczyma wyobraźni- zawsze mnie jakoś do tego miasta ciągnęło. :) Co do humoru- i dla mnie jest on bardzo ważny w książce, lubię się przy książce pośmiać. Tylko po prostu ten dowcip Kisiel do mnie nie trafił- za dużo jak dla mnie tych gagów było.

      Usuń
  2. Hmm...nie wiem nie wiem...;/
    Zastanowię się nad nią! :)
    Zapraszam na wydarzenie gdzie do wygrania jest książka/i. Pierwsza osoba wygrywa ;)
    https://www.facebook.com/events/1497182373925677/

    OdpowiedzUsuń
  3. Chwilowo nie jestem pewna, czy mam ochotę na ten tytuł, ale imię bohaterki - Klementyna - bardzo przypadło mi do gustu. Od lat marzę o tym, by swojej córeczce dać tak na imię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ksiażka już od dawna siedzi w mojej głowie. DO jej przeczytania potrzebny mi czas oraz nie ukrywam finanse.
    http://kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna książka, którą wypatrzyłam w promocji. Wiele osób zachwala humor powieści, ale wyrażenia, które zacytowałaś nieszczególnie mnie zachęcają, a nawet obawiam się tej powieści, dzięki nim. Lubię groteskę i przerysowanie, ale wszystko ze smakiem. Będę ostrożna sięgając po nią. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzież Ty się podziewasz? :O

      Usuń
    2. Faktycznie, zapodziałam się na trochę, ale już jestem. Mam nadzieję, że już mi się to nie zdarzy. ;)
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  6. Dużo dobrego słyszałam o ksiażce, ale wciąż nie jestem do niej przekonana :)
    Zapraszam na mojego bloga ;)
    http://ravenstarkbooks.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Z jednej strony szalenie jestem teraz tą książką zainteresowana, ale cóż - twoje recenzje tak już na mnie działają, a z drugiej, szalenie się tego humoru rodem z Kiepskich obawiam. Nienawidzę Kiepskich, próbowałam kiedyś - za namową koleżanki, oglądnąć parę odcinków, ale to było dla mnie tak żenujące i słabe, że nie byłam w stanie. Także i ten chaos i puzzle w książce mnie przerażają, bo nienawidzę czekać paręset stron, czytając książkę, na to by w końcu coś zaczęło się dziać, czy układać w logiczną całość.
    Nie zaryzykuję kupna, nie ma takiej opcji, ale jeśli kiedykolwiek ten tytuł mignie mi w bibliotece przed oczami, wezmę. A co. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń