niedziela, 22 grudnia 2013

Achaja. Tom I; Andrzej Ziemiański



Zgodnie z wiekową tradycją męski potomek każdego z siedmiu książąt Królestwa Troy ma odbyć kilkuletnią służbę wojskową. Wszelkie odstępstwa od tejże zasady nie są mile widziane przez możnych, co martwi Achentara, który nie spłodził syna z pierwszą żoną, lecz...córkę. Kierowany podszeptami drugiej, młodziutkiej małżonki darzącej jego pierworodną szczerą nienawiścią wysyła piętnastoletnią Achaję do wojska. Dziewczyna nagle wrzucona zostaje do brutalnego świata walki i nieludzkich warunków, w którym nie potrafi się odnaleźć- dopiero po upływie długiego czasu hartuje się, zdobywa siłę i umiejętność władania bronią. Gdy wybucha wojna zarówno ona, jak i inni szkolący się żołnierze nie mogą doczekać się walki. Na polu bitwy czeka ich jednak okrutny los- oddział, w którym znajduje się Achaja zostaje doszczętnie rozbity, a dziewczyna trafia do niewoli...

Zaan to ponad czterdziestoletni skryba, który większość swych dni spędził przy księgach i pismach. Mężczyzna znudzony jest szarością swego życia- marzy o niezwykłych przygodach, awanturach. Pewnego wieczoru, siedząc, jak zwykle przy kuflu piwa w karczmie zwraca uwagę na srebrnowłosego przybysza i kierowany dziwacznym impulsem postanawia go śledzić. Zostaje wówczas świadkiem niezwykłej sytuacji- młodzieniec pokonuje i zabija w bijatyce kilku najznamienitszych i najlepiej wyszkolonych w Królestwie żołnierzy- samych rycerzy Zakonu. Zafascynowany siłą, energią Siriusa postanawia zostać jego giermkiem i wraz z nim wymyśla oszustwo, szwindel wszech czasów, o którym ludzie mieliby opowiadać przez kolejne kilkadziesiąt lat...

Andrzej Ziemiański w pierwszym tomie obszernej powieści "Achaja" otwiera czytelnikowi wrota do swego fantastycznego świata, w którym jak dla mnie okres starożytności krzyżuje się z czasami średniowiecza. I tak na kartach książki tegoż autora będziemy świadkami bitew, które swymi realiami przypominają na przykład wojnę trojańską, w której udział brali niejacy Achajowie (hmmm...czyżby byli oni inspiracją dla imienia głównej bohaterki?) opisaną w "Iliadzie" Homera; narodzin poważnej już matematyki związanymi z drugoplanowym bohaterem powieści niezdającym sobie z nich właściwie sprawy- niejakim matematykiem- i powstawania teorii heliocentrycznej (zapewniającej panu Kopernikowi nieśmiertelną pamięć), za którą pewna postać w książce oskarżona niemal zostaje o głoszenie herezji. Tak Moi Drodzy- Ziemiański bez krępacji bawi się historią i tworzy fantasy, które przy tym swoim pomieszaniu z poplątaniem jest takie...słowiańskie. I polskie. A, gdzie ta "polskość' tejże powieści się  przejawia zapytacie. A no w przekleństwach odpowiem.

"Polacy nie gęsi, iż swój język mają" pisał Rej, a Ziemiański udowadnia, że niektórzy nasi rodzimi autorzy też mają własny- język wulgaryzmów. Nada nie narzekałaby na przekleństwa w jego powieści (i mówi to z pełną odpowiedzialnością), gdyby nie ich zmasowana ilość. W pewnych sytuacjach byłyby one nawet zupełnie naturalne i zrozumiałe (tak jak w "Wiedźminie" Sapkowskiego bądź "Grze o tron" Martina), ale, gdy wkłada się je w usta niemal wszystkich bohaterów, w prawie każdej sytuacji, w której się znaleźli męczą i wkurzają one niemiłosiernie. A w "Achai" klną wszyscy: i książęta, i księżniczki, i prostytutki, i żołnierze, i skrybowie, i dzieci. Ja rozumiem cel zastosowania  wulgaryzmów przez autora-  poprzez nie chciał pełniej zobrazować czytelnikowi  brutalne, okrutne realia, w jakich przyszło żyć jego bohaterom- ale mimo tego, nadal śmiem twierdzić, że mniejsza ich ilość bynajmniej, by powieści nie zaszkodziła, lecz zadziałała na jej korzyść.

Tym razem do kreacji protagonistów, jako takiej nie mogę się przyczepić- pewien swój poziom ma, przyzwoita jest i całkiem dobra. Bohaterowie to niezłe ziółka- zdecydowanie ich duszom i charakterom daleko do czystości. Ale to właśnie, dzięki temu tak intrygują, ciekawią czytelnika. Jak dla mnie spośród wszystkich postaci występujących w powieści na największą uwagę zasługuje Zaan i Sirius- skryba zaskakuje swym przenikliwym umysłem stratega, w czym przypominał mi martinowskiego Tyriona Lannistera, świadomością ceny władzy, a srebrnowłosy młodzieniec swą totalną amoralnością. Tytułowa Achaja także coś ciekawego w sobie ma- zastanawia czytelnika jej psychiczna siła, zdolność przezwyciężenia przeciwności losu, który na jej młode barki zrzucił tony ciężkich, okrutnych doświadczeń. Z drugiej strony w moich oczach tej właśnie postaci najbardziej brakuje wyrazu, drzemie w niej jakaś sztuczność wywołująca we mnie wobec niej antypatię, której mimo prób nie mogę się pozbyć. Liczę jednak, że w tomach kolejnych tej powieści, chociaż trochę się ona zmniejszy.

Mimo tych nieszczęsnych wulgaryzmów i nie zawsze przekonywujących mnie bohaterów uniwersum pana Ziemiańskiego pochłonęło mnie bez reszty. Autor opracował widocznie skuteczne zaklęcie, dzięki któremu od jego powieści trudno się oderwać- przynajmniej ja miałam z tym problem. Tom pierwszy "Achai" kończy się w TAK ciekawym momencie, że chciałoby się czytać kolejny tu i teraz. Ja oczywiście chyżo pobiegłam do biblioteki, licząc, że do domu przyniosę i drugi, i trzeci, jednakże ku mojej rozpaczy oba były wypożyczone. :( ;) Muszę, więc polować na nie w dalszym ciągu, a tymczasem fanom dobrej, krwistej i polskiej fantastyki polecam część pierwszą powieści Ziemiańskiego, wystawiając jej mocne 4/6.






6 komentarzy:

  1. Chętnie sięgnę, ponieważ wiele osób zachwyca się tą serią :) Może nie w najbliższym czasie, ale zabiorę się za "Achaję".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie! Jeśli Cię ciekawi i będziesz miała okazję ją w jakiś sposób zdobyć to koniecznie spróbuj "Achaję" przeczytać. A nuż i Tobie się spodoba? :)

      Usuń
  2. Moja koleżanka to kiedyś czytała, ale jakoś nie przebrnęła. Mnie jakoś do niej nie ciągnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Nie ma się co zmuszać do książki, która kompletnie Cię nie ciekawi. :)

      Usuń
  3. Nie wiem, czy przebrnęłabym przez masę wulgaryzmów, ja nie używam, a powieści, w których one się znajdują lekko mnie odpychają. Miałam tak np. podczas czytania "Dotyku przeznaczenia" niekiedy. W "Grze o tron" jakoś one tak nie uderzają, może własnie dla tego, że nie jest ich tak dużo. Jednak jest też druga strona, a mianowicie własnie to tworzenie historii od nowa, te brutalne realia, poznanie nowej wizji... Muszę to przemyśleć.

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja przekleństw nie używam (a przynajmniej nie na głos :p), ale można powiedzieć, że jestem z nimi oswojona, bo moi znajomi klną sobie ochoczo, więc i w powieściach z czasem przestały mnie razić tak bardzo. ;) W "Achai" jest ich jednak sporo, co mnie męczyło. Od klimatycznego, dobrego fantasy oczekuję świetnego, obrazowego i bogatego języka, który odwzorowałby jego świat, więc może dlatego sposób mówienia bohaterów Ziemiańskiego nie przypadł mi do gustu. Niemniej jednak sama historia jest ciekawa i wciągająca, więc koniecznie pomyśl nad jej przeczytaniem. :)
      Pozdrawiam i ja!

      Usuń