PREMIERA 11 MAJA!
Sabine ma osiemnaście lat i dwa, zupełnie odmienne, życia. Odkąd pamięta, co 24 godziny, dokładnie w samym środku nocy, przeskakuje z jednego wcielenia w drugie. Przez dobę żyje w Wellesley, gdzie ma dosłownie wszystko- przystojnego chłopaka, który świata poza nią nie widzi, urocze przyjaciółki, wspaniałe stopnie i pozycję w szkole oraz perspektywy na malującą się w różowych barwach przyszłość- by, gdy wybije północ, przybrać tożsamość Sabine z Roxbury, która wygląda, co prawda tak samo, ale pod wieloma względami jest inna- ma młodszą siostrzyczkę, zamiast dwóch starszych i oschłych braci, mieszka w ciasnym domku, a nie willi z basenem, zaś jej rodzice należą raczej do ludzi niezamożnych niż bogatych. Dziewczyna czuje się rozdarta między jednym a drugim życiem, przeskoki pomiędzy zupełnie różnymi tożsamościami odbierają jej jakąś część siebie- od lat stara się je jednak godzić i przywyknąć do takiej podwójnej egzystencji. Ale pewnego dnia, przez jeden niepozorny wypadek wszystko się zmienia i Sabine odkrywa, że to, co robi w jednym życiu, w żaden sposób nie wpływa na drugie- ma dwa odrębne ciała. Wówczas w jej głowie nieśmiało kiełkuje myśl, że może mieć tylko jedną tożsamość. Że może wybrać któreś wcielenie i w końcu żyć normalnie. Ale jakim kosztem?
Dawno nie miałam takiego mętliku w głowie po lekturze książki. Chaosu myśli, tumultu emocji i refleksji. Sama nie wiem, co mam myśleć o powieści pani Shirvington, bo daleko mi do pełnego nad nią zachwytu, a, z drugiej strony nie mogę zaliczyć jej też do pozycji zupełnie przeciętnych i niczym się niewyróżniających. "Między życiem a życiem" ma zarówno wiele wspaniałych zalet jak i kilka znaczących wad, które razem sprawiają, że jestem rozdarta w ocenie książki, niczym bohaterka między jedną tożsamością a drugą. Zacznę może, jednak od samego początku...
Przede wszystkim nie mogę wyjść z podziwu, jak wspaniale pani Shirvington wykreowała postać głównej bohaterki. A powinnam właściwie powiedzieć głównych bohaterek, bo Sabine z Wellesley i Sabine z Roxbury pod względem fizycznym wyglądają może tak samo, ale osobowości mają zupełnie odmienne. Początkowo wydawało mi się więcej niż dziwne, to, że protagonistka, która ma pełną świadomość i pierwszego i drugiego wcielenia, nie potrafi być w każdym z nich taka sama- że te jej tożsamości są aż tak nieprawdopodobnie niepodobne, przez co miałam wrażenie, iż wydarzenia śledzę z perspektywy nie jednej osoby, ale dwóch. Dwóch narratorek, z których jedną obdarzyłam szczerą sympatią, podczas gdy drugiej nie mogłam po prostu znieść. Po głębszym zastanowieniu doszłam jednak do wniosku, że ma to wszystko większy sens. Bo czyż i my nie mamy czasami wrażenia, że istnieje takie drugie "ja"? Czyż w pewnych sytuacjach, przy pewnych osobach nie zachowujemy się, inaczej niż zwykle, zupełnie do nas niepodobnie? Przykładowo, takiej Nadzie gęba się zwykle nie zamyka i uznawana jest przez niektórych za straszną gadułę, ale przy ludziach, których nie zna zbyt dobrze zwykle milczy, odpowiada półgębkiem na zadawane pytania i zamyka się w sobie. Czyli są takie dwie, różne jak ogień i woda Nady w jednej. Nie inaczej jest z naszą książkową Sabine- w Roxbury ujawnia się jej bardziej wyluzowane "ja" z sarkastycznym poczuciem humoru i totalnie rozbrajającą szczerością na czele, podczas gdy w Wellesley do głosu dochodzi ta osobowość, która cały czas samą siebie kontroluje, gdyż stara się nikogo nie zawieść, nie zaburzyć obrazu perfekcyjnej uczennicy, lubianej gwiazdki w szkole, idealnej dziewczyny, przyjaciółki i córki. Pani Shirvington wspaniale pokazała, więc tę złożoność ludzkiego charakteru i jego dwoistość- każdy z nas ma przecież wady i zalety. Jedna część naszej osobowości jest trochę lepsza, druga trochę gorsza- jedną lubimy i akceptujemy trochę bardziej, drugą trochę mniej. I przez to właśnie, że z Sabine jest zupełnie tak samo , jest ona bardzo autentyczna, a ja całkowicie w nią uwierzyłam.
Autorka z wyczuciem ukazała także relacje międzyludzkie, a zwłaszcza więź pomiędzy rodzeństwem. Cudownie przedstawiła to, jaka jest ona szczególna, bo często objawia się darciem przysłowiowych kotów między siostrą a bratem, wzajemnymi docinkami i złośliwościami, nie raz także zwyczajną obojętnością w niektórych sprawach, ale jednocześnie trwała i bardzo mocna, bo jednak kiedy zabraknie przyjaciół, to zawsze jest jeszcze starsze rodzeństwo, które, choćby nie wiem co, wyciągnie pomocną dłoń i wesprze, pomoże, obroni. Shirvington w niezwykle subtelny sposób przedstawiła także uczucie rodzące się między dwójką młodych ludzi- wątek miłosny wypadł bardzo naturalnie i prawdziwie, rozwijał się stopniowo i powoli, a jego podstawą było nie tylko zauroczenie i zafascynowanie tą drugą osobą, ale wzajemne zaufanie i szczerość. Myślę, że w dobie wszelkiego rodzaju Young Adult i New Adult, gdzie miłość między bohaterami wybucha w jednej sekundzie i dosłownie z niczego, jest to coś wyjątkowego i zasługującego na uznanie.
Żeby jednak tak nie słodzić autorce "Między życiem a życiem", muszę zebrać trochę lukru z tej recenzji i napisać o tym, co pani Shirvington nie wyszło. Przede wszystkim jej powieść jest bardzo nierówna- z racji tego, że Sabine ma dwa życia w dwóch różnych miejscach i książka dzieli się na dwie części, które niestety nie są tak samo interesujące. Właściwie w jednej z nich nic ciekawego się nie dzieje- to po prostu zapis codziennego życia bogatej nastolatki ze stanu Massachusetts, który przypomina amerykański sen i...tyle. Gdyby, chociaż tę część książki ratowały postaci, ale i im nie zabrakło sztuczności i schematów. Zdecydowanie więcej znajdziemy w rozdziałach z perspektywy Sabine z Roxbury- nie zabraknie tam w każdym razie żywych, autentycznych bohaterów oraz humoru. Muszę przyczepić się także do sposobu zakończenia książki przez panią Shirvington- czytając ostatnie strony powieści, miałam wrażenie, że autorka pisała je na czas i pod presją, bez zastanowienia- pewne wątki rozwiązała zdecydowanie za szybko, przez co wypadły one nieprawdopodobnie i nienaturalnie. Nie opuszczała mnie także myśl, że Shirvington dosłownie w ostatnim momencie postanowiła skleić serce czytelnika, które wcześniej złamała pewnym obrotem akcji. To zdecydowanie zmieniło mój ostateczny odbiór powieści, bo jednak po lekturze książki wolę być emocjonalnie wstrząśnięta i zmiażdżona, gdyż takiej książki, po prostu prędko nie wymażę z pamięci- zostanie ze mną na dłużej- niż rozczarowana naciąganym finałem.
Czy teraz, choć odrobinę, rozumiecie, to moje rozdarcie? Nie wiem, po prostu nie wiem jak ocenić "Między życiem a życiem", bo ma tyle samo wad, co i zalet. To cudowna, pełna głębi historia o ważnych wyborach i akceptowaniu tej części siebie, której się w swojej osobie nie lubi i jednocześnie powieść rozczarowująca zakończeniem i pewnymi zabiegami autorki przygaszającymi światło, jakie ta książka ma w sobie. Nie jest wybitna, ale też daleko jej do przeciętności. Dlatego, ja wystawiam jej +3/6 i jednocześnie nieśmiało przekonuję, byście się tą końcową notą nie sugerowali za bardzo. W końcu zawsze warto samemu wyrobić sobie zdanie na jakiś temat. Także na temat książki.
Czy teraz, choć odrobinę, rozumiecie, to moje rozdarcie? Nie wiem, po prostu nie wiem jak ocenić "Między życiem a życiem", bo ma tyle samo wad, co i zalet. To cudowna, pełna głębi historia o ważnych wyborach i akceptowaniu tej części siebie, której się w swojej osobie nie lubi i jednocześnie powieść rozczarowująca zakończeniem i pewnymi zabiegami autorki przygaszającymi światło, jakie ta książka ma w sobie. Nie jest wybitna, ale też daleko jej do przeciętności. Dlatego, ja wystawiam jej +3/6 i jednocześnie nieśmiało przekonuję, byście się tą końcową notą nie sugerowali za bardzo. W końcu zawsze warto samemu wyrobić sobie zdanie na jakiś temat. Także na temat książki.
Między jednym a drugim życiem Sabine znalazłam się dzięki Wydawnictwu Dreams- serdecznie dziękuję!
To rozdarcie bohaterki faktycznie jest dziwaczne, ale zgadzam się z tobą, że każdy człowiek ma chyba takie, co najmniej dwa "ja". Jedno, które ukazuje światu, drugie którym nie dzieli się z nikim poza najbliższymi. Sherry też tak ma. :) Ale ogólnie do powieści nie jestem przekonana. Nadal. :D Znaczy... ten podział na dwie bohaterki mieszkające w jednym ciele jest interesujący, ale twoje późniejsze zarzuty trochę potwierdzają moje obawy. Na razie nie będę ryzykować, jeśli jednak będę mieć okazję się zabrać za tę pozycję, na przykład z biblioteki - wezmę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
O kurde, co za niezwykły pomysł na historię Nie spotkałam się jeszcze z takim motywem przeskoków pomiędzy dwoma życiami prowadzonymi równolegle. Bardzo mnie ciekawi ta historia, chyba się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać i miałam potworne uczucie deja vu, doczytując przekonałam się, że już czytałam Twoją opinię. ;) Początkowo byłam zachwycona powieścią, miałam wielką ochotę na lekturę, teraz ona powoli spada. Przejście z jednego życia do drugiego musi być niezwykłe, kreacja bohaterki zachęca, ale ta nierówność w akcji nie zachęca, zdecydowanie nie zachęca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Słyszałam wiele o tej książce i bardzo chciałabym ją przeczytać. Mimo minusów, wydaje się ciekawa i warta lektury. Myślę jednak, że będę musiała troszkę poczekać, aż znajdzie się w bibliotece...
OdpowiedzUsuńMusze przyznac, ze dawno nie miałam podobnej sytuacji z jakakolwiek pozycją, ale wiem, że z pewnością bardzo trudno jest ocenić ksiażke, która posiada tyle samo zalet co i wad. Po pozycję nietstey nie sięgne z tego względu iż mam teraz nadmiar swoich zaplanowanych tytułów, a po troszkę też dlatego, że to raczej ni emoje klimaty.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszem, że odwiedziałś mnie na maoim blodu. CHętnie CIę zaobserwije.